Dziwi mnie, jak to jest, że pan profesor Gliński, obecny minister kultury, przez tyle lat nie dowiedział się od swojego brata, uznanego reżysera filmowego, Roberta Glińskiego, że w teatrze się gra, wystawia się sztuki. Wydaje mi sie zatem, że dość popularne w Salonie usprawiedliwianie jego wyskoku tym, ze domagając się prohibicji wystawienia sztuki na podstawie tekstów noblistki Jelinek, chciał rzekomo zapobiec szerzeniu pornografii i demoralizacji jest zwyczajnie niepoważne.
Przykład innych braci , Jarosława i Jacka Kurskich, pokazuje, że nawet wśród najblizszej rodziny wrazliwość i poczucie estetyki może byc umiejscowione w różnych miejscach.
Ja rozumiem, ja bym go usprawiedliwił jakoś, gdyby to wszystko było dlatego, że usłyszał on, że np. tam nikt nic nie będzie grał, tylko jakas dama ma na scenę zapraszać z widowni młodzianków i udawać Messalinę, a w rzeczywistości za cenę biletu teatralnego dawać każdemu, kto zechce upust swoim chuciom (deprawacja nieletnich). Albo odwodzić w ten sam sposób od Pana młodych kleryków, raniąc nieludzko uczucia religijne ich cioć, babć i innych pań z Armii Zbawienia (obraza uczuć religijnych). Albo w trakcie powyższych praktyk pobierać za to dodatkową kasę (nie wystawiać rachunków czyli uszczuplać daniny nalezne fiskusowi). Albo w trakcie czynów nieobyczajnych z udziałem widzów spoglądać uporczywie na wiszący na ścianie portret pewnego zacnego polityka (obraza majestatu Prezydenta).
Ale grożenie artyście, że załatwi sie go za to, że uprawia swój zawód? To tak, jakbym panu ministrowi powiedział, że domagam się, aby sam się wsadził do więzienia, bo on polityk - więc niczego dobrego nie należy sie po nim spodziewać.
Historia lubi sie powtarzać. Często jako farsa. Czy ta "Śmierć i dziewczyna" czasem nie spełni takiej funkcji, jak kiedyś "Dziady" w inscenizacji Dejmka? ;)
